[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słała fale paniki przez serce Aquilonki. Nieczuły zdawał się na każdy ból, jaki udawało się jej zadać.
Tylko raz zareagował - gdy zatopiła białe zęby w jego nadgarstku, aż krew poczęła płynąć - otwartą
dłonią uderzył ją w skroń. Zobaczyła iskry przed oczyma, a głowa opadła jej na ramię.
W czasie szamotaniny pękła jej bluza, tedy z zimnym okrucieństwem przejechał po jej nagich
piersiach swą gęstą, szorstką brodą i gładka skóra podeszła krwią, a krzyk bólu i furii wyrwał się z
ust dziewczyny. Bezcelowy był jej desperacki opór: zmiażdżona, rozbrojona i zdyszana, przyciśnięta
do łoża patrzyła nań gorejącymi oczyma jak pojmana w paść tygryska.
Chwilę pózniej pospiesznie opuszczał komnatę, niosąc ją na rękach. Nie stawiała oporu, ale
płonący wzrok dowodził, że nie przestawała o nim myśleć. Nie krzyczała, wiedziała bowiem, że nie
ma Conana w zasięgu głosu, a myśl o tym, że którykolwiek z Tecuhltlów mógłby sprzeciwić się
księciu, wydawała się jej niedorzeczna. Ale dostrzegła, że Olmec poruszał się skrycie, odwracając
wciąż głowę, jakby spodziewał się usłyszeć odgłosy pogoni. I nie wracał do komnaty tronowej.
Wyszedł drzwiami przeciwnymi do tych, w których się pojawił i minąwszy kolejną komnatę, podążał
korytarzem. Gdy przekonała się, że książę obawia się jednak, iż ktoś zaprotestuje przeciw porwaniu,
odrzuciła głowę do tyłu i wrzasnęła na całe gardło.
Została skarcona policzkiem, który na poły ją oszołomił, i Olmec przyspieszył kroku, wpadając w
ciężki trucht.
Ale echo powtórzyło jej okrzyk i odwróciwszy głowę, ujrzała Valeria przez łzy i wirujące przed
oczyma gwiazdy, że kusztyka za nimi Techotl.
Olmec odwrócił się z warknięciem i ująwszy dziewczynę pod jedno ze swych ogromnych ramion,
dzierżył ją w niewygodnej dla niej i niezbyt dostojnej pozycji, choć wiła się i kopała jak dziecko w
daremnym proteście.
- Olmeku! - krzyknął Techotl. - Nie możesz być aż takim psem, żeby się na to poważyć. To kobieta
Conana! Pomogła nam wysiec Xotalanków i&
Bez słowa zacisnął Olmec wolną dłoń w potężny kułak i powalił rannego wojownika do swoich
stóp, pozbawiając go zmysłów. Pochylił się, nie zwracając najmniejszej uwagi na szamotaninę i
pomstowanie pojmanej, i dobywszy z pochwy oręż Techotla, wraził go w pierś nieszczęśnika. Potem
odrzucił miecz i ruszył korytarzem.
Nie widział, że spoza draperii spoziera nań z ciekawością ciemne niewieście oblicze. Zniknęło po
chwili, a Techotl poruszył się i jęknął. Z trudem powstał na nogi i zataczając się, jął wykrzykiwać
imiÄ™ Conana.
Osiągnąwszy kres korytarza, Olmec zbiegł po spiralnych schodach z kości słoniowej. Minął kilka
izb i zatrzymał się w końcu w przestronnej komnacie, której drzwi skryte były pod ciężkimi
gobelinami - wszystkie, z wyjątkiem jednych: brązowych wrót przypominających do złudzenia Bramę
Orła na najwyższym poziomie.
Wielce był poruszony, gdy je ukazywał:
- To jedne z wrót prowadzących do Tecuhltli. Nie strzeżone pierwszy raz od lat pięćdziesięciu. I
nie musimy ich już strzec, bo przestał istnieć Xotalanc!
- Dzięki Conanowi i mnie, ty szatański łotrze! - szyderczo warknęła Valeria, drżąc z wściekłości i
wywołanego swym położeniem wstydu. - Zdradziecki psie! Conan gardło ci za to poderżnie!
Olmec nie pokwapił się nawet, by wyrazić swą wiarę, że Conan - zgodnie z wyszeptanym
wojownikowi rozkazem - sam gdzieś spoczywa z przeciętą szyją. Zbyt doskonały był jego cynizm, by
mogły go zainteresować jej myśli bądz sądy. Pożerał ją swymi gorejącymi oczyma, które szczególnie
długo zatrzymywały się tam, gdzie spod postrzępionych szat wyzierały smugi białego, gładkiego
ciała.
- Zapomnij o Conanie - powiedział brutalnie. - Olmec jest panem Xuchotlu. Kotalanc nie istnieje.
Koniec z walką. Resztę żywota na piciu wina spędzimy i na miłości. Pierwej się napijmy!
Opadł na stół z kości słoniowej i przemocą usadził ją sobie na kolanie. Wyglądał jak ciemnoskóry
satyr z białą nimfą w ramionach. Nie bacząc na plugastwa, którymi go obsypywała, krzepko dzierżył
jej kibić jedną ręką, gdy drugą sięgał po stojący na stole roztruchan.
- Masz, pij! - rozkazał, przyciskając naczynie do jej ust, choć jak mogła, odsuwała głowę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katarzyn.opx.pl
  • Copyright © 2016 W chwili, gdy nasze usta Å‚Ä…czÄ… siÄ™ w pocaÅ‚unku, ta dziewczyna caÅ‚kowicie podbija moje serce.
    Design: Solitaire